Piastuny w Holandii

Polskie drogi w Królestwie Niderlandów

Podążając śladami jednej z wielu polskich dróg do wolności, miałam zaszczyt uczestniczyć w wyprawie do  Holandii, zorganizowanej przez Państwa Jolantę i Henryka Macałów, z Domu Kultury „Piast” we Wrocławiu (Stowarzyszenie Non In solo Pane Vidit Homo) oraz Ośrodek Pamięć i Przyszłość. Wyjazd ten miał głównie charakter patriotyczny, związany z setną rocznicą odzyskania przez Polskę niepodległości, ale także charakter turystyczny, pozwalający poznać piękny i przyjazny Polakom kraj. Podróż zorganizowana była  w dniach 27.04. – 03.05.2018 r., w trakcie której odwiedziliśmy miejsca spoczynku polskich żołnierzy poległych w bitwach II wojny światowej i uczestniczyliśmy we Mszy św. w kościele św. Wawrzyńca w Bredzie, uświetnionej patriotycznym koncertem w wykonaniu chóru „Piastuny”, prowadzonego przez Ewę Grygar.

Pierwszą miejscowością, w której zatrzymaliśmy się na holenderskiej ziemi było Raalte, położone w północnej części Holandii. Spotkaliśmy się tam z holenderskimi przyjaciółmi, państwem Ursulą i Andrzejem Banach, rodziną Wssing, Leferink,  i innymi znajomymi sprzed  wielu lat, na wspólnym śniadaniowym pikniku. W miejscowości tej znajduje się maleńki cmentarz komunalny z kwaterą żołnierzy alianckich, składającą się z  27 grobów, w tym z 4 mogił polskich lotników. Wszyscy należeli do załogi Wellingtona z 305 Dywizjonu Bombowego „Ziemi Wielkopolskiej”. Nocą z 19 na 20 czerwca 1942 r. ich samolot został zestrzelony przez niemieckiego myśliwca w rejonie Zwolle, w drodze powrotnej do Anglii. Spoczywają tu: plut. Gusowski, por. Jankiewicz, kpr. Świderski i plut. Ardelli. Piąty lotnik, por. rtg. Stefan Madejczyk przeżył i dostał się do niemieckiej niewoli. Na grobach poległych złożyliśmy biało-czerwone wiązanki oraz odśpiewaliśmy hymn i pieśń „Czerwone maki… jak na Monte Casino zamiast rosy piły polską krew…”

Jeszcze tego samego dnia udaliśmy się do położonej w prowincji Overijssel wioski Giethoorn, zwanej Wenecją Holandii. Jest to niezwykle urocza, założona w XII w. wieś, której zagrody usytuowane są wzdłuż kanałów o długości ponad 6,5 km. Brzegi tych kanałów spięte są wąskimi mostkami, wiele starych domów pokrytych jest trzcinową strzechą, a ich obejścia obsadzono kwiatami i ozdobnymi krzewami. Jest to niezwykła wieś, gdyż zamiast dróg do komunikacji służą kanały wypełnione wszędobylską wodą i otaczające wioskę jeziora. Do zwiedzania miejscowości wykorzystuje się łódki o napędzie elektrycznym, aby nie zakłócać ciszy i piękna tego niezwykłego miejsca. Każdy turysta może taką łódkę wynająć i godzinami cieszyć się przejażdżką po wodnych bezdrożach urokliwego Giethoorn. Pierwszy dzień podróży zakończyliśmy  w Gorinchem, w niedużym hoteliku  „Campanile”, w którym zarezerwowane mieliśmy  noclegi.

Drugim dniem naszego pobytu była niedziela, którą rozpoczęliśmy Mszą św., w kościele św. Wawrzyńca w Bredzie, gdzie po wojnie gromadzili się Polacy pozostali w Holandii. Holandia podobnie jak Belgia stała się po wojnie nową ojczyzną dla kilkuset polskich żołnierzy. Mszę św. uświetnił chór „Piastuny”, pod kierunkiem Marii Zawartko, działający przy Ośrodku Działań Społeczno-Kulturalnych „PIAST” przy ul. Rękodzielniczej 1 we Wrocławiu, który zgromadzonym licznie w kościele Polakom wyśpiewał kawałek trudnej, ale także pięknej historii Polski, poczynając od pieśni z okresu Powstania Listopadowego i Styczniowego, poprzez  pieśni legionowe, pieśni śpiewane w czasie Powstania Warszawskiego i na innych frontach II wojny światowej, a kończąc  polonezem „Piękny jest nasz kraj”, pochodzącym ze śpiewogry Jana Nepomucena Kamińskiego i Józefa Baschny pt. „Skalmierzanki”, czyli Kroniki Zwierzynieckie, napisanej w 1828 roku. Wzruszającą wiązankę polskich pieśni patriotycznych, zatytułowaną „Kwiaty Polskie” stworzył i zaaranżował prof. Jerzy Zabłocki, wieloletni dyrygent i kierownik  Reprezentacyjnego Dolnośląskiego Zespołu Pieśni i Tańca „Wrocław”, z którego wywodzi się większość członków chóru „Piastuny”.

Breda położona w południowo-zachodniej Holandii, w prowincji Brabancja Północna jest dużym ośrodkiem kulturalno-naukowym z akademią sztuk pięknych, szkołą teatralną i muzyczną, akademią wojskową, posiadającym liczne biblioteki i muzea. Jest także miastem wielu polskich pamiątek, związanych z jej wyzwoleniem przez Polaków, a także jednym z głównych skupisk polonijnych w Holandii. W wyzwalaniu Bredy brała udział 1. Dywizja Pancerna pod dowództwem urodzonego 31 marca 1892 r. w Szczercu pod Lwowem. gen. Stanisława Maczka. Do życia powołana została 25 lutego 1942 r. rozkazem gen. Władysława Sikorskiego w składzie 1. Armii Kanadyjskiej i wyruszyła na front zachodni w sierpniu 1944 r. Brała udział w lądowaniu sił alianckich w Normandii, odegrała kluczową rolę w bitwie pod Falaise, a po natarciu w kierunku Belgii i Holandii pod koniec października 1944 r. osiągnęła przedpola Bredy, będącą ważnym węzłem komunikacyjnym, zamienionym przez Niemców w silny bastion obronny. Dzięki genialnej strategii gen. Maczka, szybkości działania i zaskoczeniu Breda została zdobyta przez Polaków bez strat wśród ludności cywilnej, a miasto uniknęło oblężenia i bombardowania. Wdzięczni mieszkańcy Bredy zgotowali polskim żołnierzom gorące powitanie. Całe miasto stało się jednym wielkim otwartym i serdecznym domem. Ulice pełne były  wiwatujących mieszkańców, żołnierzom rzucano kwiaty, organizowano festyny, a wystawy sklepów i okna wyklejono napisami w języku polskim: „Dziękujemy Wam Polacy”. Holendrzy wiedząc o tragedii Polaków, starali się  zapłacić za wszystkie cierpienia i trudy żołnierskie ogromną serdecznością i gościnnością. Każdy w Bredzie umiał powiedzieć po polsku Dziękujemy wam Polacy!”, a dzieci w szkołach uczyły się polskiego hymnu śpiewanego później na rynku w kolejne rocznice wyzwolenia i podczas defilady weteranów. Jedna z głównym ulic Bredy – ulica którą Polacy wkraczali do miasta otrzymała nazwę: ulica Generała Maczka (Generaal Maczekstraat), a ulica obok nazwę „polskiej drogi” (Poolseweg).

Po wojnie, na wniosek ponad 40 000 mieszkańców Bredy generałowi Stanisławowi Maczkowi przyznano honorowe obywatelstwo Holandii.  Na miejskim cmentarzu pośród mogił polskich żołnierzy znajduje się Jego grób. W 1981 roku powstało w Bredzie muzeum Jego imienia. Wielu Polaków otrzymało po wojnie honorowe obywatelstwa miast, którym przywracali wolność. W uznaniu zasług 1. Dywizja Pancerna uhonorowana została Wojskowym Orderem Wilhelma, stanowiącym najstarsze i najwyższe odznaczenie Królestwa Niderlandów. Po zakończeniu wojny gen. Stanisław Maczek pozostał na emigracji w Wielkiej Brytanii. Pozbawiony obywatelstwa polskiego, pracował jako barman w jednym z hoteli w Edynburgu. Zmarł 11 grudnia 1994 r. w Edynburgu w wieku 102 lat i na własną prośbę pochowany został wraz ze swoimi podkomendnymi na jednym z trzech polskich cmentarzy wojskowych w Bredzie, mieszczącym się przy ul.  Ettensebaan. Spoczywa tu 162 polskich żołnierzy. Są to w większości żołnierze 1 Dywizji Pancernej, a także spadochroniarze z Samodzielnej Brygady Spadochronowej, lotnicy służący w polskich dywizjonach RAF, a także jest kilku członków ruchu oporu, jeńców oraz robotników przymusowych. „Żołnierz polski bić się może o wolność wszystkich narodów, ale umiera tylko dla Polski” – mawiał gen. Stanisław Maczek. Dziękując Rodakom pochowanym na tym cmentarzu, złożyliśmy na grobie gen. Maczka wiązankę biało-czerwonych kwiatów i odśpiewaliśmy hymn.  Pomimo chłodu i deszczu czuliśmy w sercach dumę i ogromną więź z ludźmi, którzy wiele lat temu musieli oddać młode życie, abyśmy dziś mogli cieszyć się wolną Ojczyzną.

Wśród wielu polskich pamiątek Bredy mogliśmy zobaczyć pomnik w parku miejskim „Wilhelminapark” przy ulicy generała Maczka, odsłonięty z okazji dziesięciolecia bitwy o Bredę. Jest to miejsce, gdzie oddziały polskie stoczyły ciężki bój z ukrytymi w Wilhelminapark Niemcami. Pomnik ten składa się z marmurowej kolumny, na szczycie której znajduje się kula ziemska, a na niej dwa orły. Orzeł polski zwycięża w walce orła niemieckiego. Na cokole są wyryte słowa w języku holenderskim: „W podzięce naszym polskim wyzwolicielom – 29 października 1944 r.” oraz polski orzeł. Po drugiej stronie ulicy, na podmurowaniu z tabliczką wyjaśniającą stoi niemiecki czołg typu Panther zdobyty przez Polaków w walkach o miasto i ofiarowany przez dywizję mieszkańcom Bredy.

Najpiękniejszym i bardzo szczególnym miejscem jest kaplica Matki Boskiej Częstochowskiej, która znajduje się na skwerze koło kanału otaczającego centrum miasta. Zbudowano ją 10 lat po wojnie w Roku Maryjnym 1954, w podzięce za wyzwolenie miasta w 1944 r. Przez dziesięciolecia odprawiane były tam nabożeństwa majowe z udziałem polskich weteranów, ich rodzin i organizacji polonijnych.

Ten piękny, choć deszczowy dzień zakończyliśmy spacerem po ryneczku i urokliwych uliczkach starego miasta, nad którym dominuje wieża Kościoła Głównego Najświętszej Maryi Panny (Grote Kerk),  wspaniałego okazu gotyku brabanckiego, pochodzącego z XIII w. Wewnątrz kościoła znaleźć można wiele dzieł sztuki sakralnej, w tym malarstwo ścienne, grobowce, rzeźby i płaskorzeźby poświęcone ważnym osobom związanym z Bredą.  Obecnie kościół służy celom świeckim. Również tutaj odnaleźliśmy pamiątki związane z dywizją gen. Maczka. Wśród rzeźb umieszczonych na drewnianych oparciach stalli, znajduje się wizerunek dwóch żołnierzy – polskiego i holenderskiego, jako symbol braterstwa broni, z umieszczonym pod spodem napisem: „Dziękujemy wam Polacy” oraz rzeźba przedstawiająca gen. Maczka wiozącego na motocyklu młodą Holenderkę w dniu wyzwolenia Bredy. W tym dniu zwiedziliśmy także Wioskę Wiatraków w Kinderdijk, w niewielkiej miejscowości w środkowej Holandii. Położona na malowniczym polderze, około 10 km od Rotterdamu, przyciąga tysiące turystów z całego świata. Można tu zobaczyć największy kompleks zabytkowych wiatraków na terenie Holandii w postaci 19 budowli ze śmigłami napędzanymi siłą wiatru. Dawniej wiatraki te wykorzystywano do osuszania okolicznych terenów, a także nowo powstających przybrzeżnych mielizn morskich. Pochodzą one z połowy XVIII w. i usytuowane zostały nad brzegami miejscowych kanałów. Obecnie każdy z wiatraków jest zamieszkały, a jeden z nich został udostępniony dla zwiedzających.

Kolejny dzień przeznaczony był na zwiedzanie Amsterdamu, stolicy Holandii, położonej  nad rzeką  Amstel  i zamieszkałej przez  177 narodowości. Amsterdam jest drugim co do wielkości portem w Holandii (po Rotterdamie) oraz ważnym ośrodkiem kulturalnym, naukowym i turystycznym. Głównymi atrakcjami tego dnia było zwiedzanie szlifierni diamentów, w której można było dokonać zakupów, rejs tramwajem wodnym kanałami, z których słynie to miasto, spacer  ulicami miasta, takimi jak Damrak i Rokin i zwiedzanie Pałacu Królewskiego oraz Pomnika Bitwy Narodów. Ten bogaty w turystyczne atrakcje dzień był niestety niezwykle deszczowy i zimny, co w znacznym stopniu ograniczyło możliwości odkrywania i podziwiania  bogatego w zabytki europejskiej kultury miasta.

Nagrodą dla nas stał się natomiast dzień następny, początkowo deszczowy i bardzo wietrzny, który po kilku godzinach obdarzył nas piękna pogodą oraz ciepłem i słońcem. Rozpoczęliśmy go przejazdem Tamą Ausfludijk, zbudowaną w latach 1927-1932 na morskiej zatoce Morza Południowego (Zuiderzee) przecinającej Holandię na pół. Jest to jedna z największych robót wodno-inżynieryjnych w historii Holandii i unikalna w skali światowej. Długość grobli wynosi ok. 30 km, szerokość 90 m, a wysokość  7 m.  Obecnie tama oddziela jezioro Ijsselmeer od Morza Północnego i biegnie po niej  autostrada relacji Amsterdam – Groningen. Wielkość i zakres tej wyjątkowej myśli inżynieryjnej budzi prawdziwy podziw i uznanie dla jej twórców. Tama jest gwarantem bezpieczeństwa dla Holendrów i obiektem ich prawdziwej dumy.

Wysmagani ostrym i zimnym wiatrem wiejącym od Morza Północnego po kilku godzinach dotarliśmy do raju, do jednego z najpiękniejszych parków kwiatowych na świecie, aby zobaczyć dzieło pracowitych ludzkich rąk – wystawę kwiatów cebulowych w Parku Keukenhof, leżącym opodal miasteczka Lisse.

Zaprojektowany w stylu angielskim park jest największym takim ogrodem na świecie, rozpościerającym się na 32 hektarach z ok. 7 milionami kwiatów, głównie cebulowych. Prezentuje się tam ponad 1600 różnych odmian tulipanów, żonkili i hiacyntów oraz dobrze wszystkim znane szafirki, a także służące często jako tło dla pozostałych kwiatów delikatne barwinki i trawy. Można tam także obserwować pracujących ogrodników i cieszyć oczy bajkowymi widokami kolorowych kwiatów, przepięknie wkomponowanymi w stary drzewostan parku. Przyjemność oglądania kwiatów i wdychania ich cudownego zapachu nie jest w stanie zakłócić nawet ogromny, wielonarodowy tłum turystów. Warto tam przyjechać, zaopatrzyć się w cebulki ciekawych, nowych odmian kwiatów, ale należy pamiętać, że kwitną one tylko przez ok. 2 miesiące w roku (kwiecień – maj) i w tym tylko czasie można je tam oglądać.

Peregrynację holenderskiej ziemi zakończyliśmy w Hadze, odwiedzając interaktywny park miniatur  Madurodam, nazywany też „Holandią w miniaturze” oraz zabytkowy, luksusowy hotel Kurhaus, wybudowany w 1885 roku, a także miejscową plażę i molo  w Scheveningen, nadmorskiej dzielnicy Hagi. Odwiedziliśmy Pałac Pokoju – renesansowy gmach, w którym mieści się siedziba Międzynarodowego Trybunału Sprawiedliwości, Trybunał Arbitrażowy oraz  Haska Akademia Prawa Międzynarodowego, a także gotycką Salę Rycerską (Ridderzaal), znajdującą się w obrębie kompleksu o klasycznej europejskiej architekturze gotyckiej, w skład którego wchodzi dziedziniec wewnętrzny (Binnenhof) i dziedziniec zewnętrzny (Buitenhof). Jest to dawny pałac holenderskich władców, w którym swoją siedzibę ma obecnie rząd i parlament holenderski. Położony tuż nad malowniczym stawem, w którym odbija się jego fasada, stwarza niezwykle urokliwy widok, zachęcający do częstych odwiedzin i spacerów w pogodne dni.

Podsumowaniem naszej ciekawej i niezwykle bogatej w wrażenia i emocje podróży były odwiedziny na cmentarzu wojskowym w Arnhem. Pochowano tu 1748 żołnierzy poległych w bitwie o Arnhem – w tym 1393 Brytyjczyków i 73 Polaków – żołnierzy 1 Samodzielnej Brygady Spadochronowej, elitarnej jednostki, którą stworzył i dowodził urodzony i wychowany w Stanisławowie gen. Stanisław Sosabowski. Jednostkę stworzono przede wszystkim w celu jak najszybszego dotarcia na spadochronach z pomocą walczącej Polsce. We wrześniu 1944 Alianci przeprowadzili w Holandii zakończoną klęską operację Market Garden. Marszałek Montgomery opracował „nieszablonowy” plan tej operacji, która miała polegać na opanowaniu z powietrza mostów na liczącym 100 kilometrów odcinku drogi od granicy belgijskiej przez Eindhoven, Nijmegen do Arnhem. Była to największa operacja z udziałem wojsk powietrzno-desantowych podczas II wojny światowej. Głównym celem operacji było zajęcie świeżo odbudowanego mostu drogowego w Arnhem i zadanie to otrzymała brytyjska 1. Dywizja Powietrznodesantowa, wspierana przez polską 1. Samodzielną Brygadę Spadochronową pod dowództwem gen. Sosabowskiego. Operacja ta  zakończyła się klęską aliantów. W operacji Market Garden z udziałem wojsk powietrzno-desantowych zginęło, zaginęło lub zostało ciężko rannych około 17 tys. żołnierzy alianckich. Samodzielna Brygada Spadochronowa gen. Stanisława Sosabowskiego straciła  342 ludzi (w tym 93 poległych). Podczas ostatniej narady poprzedzającej operację generał Frederick „Boy” Browning wypowiedział słowa: Obawiam się, że idziemy o jeden most za daleko. Zdanie to zaistniało później jako tytuł książki i głośnego filmu poświęconego operacji Market Garden. Przy źle rozpoznanym obszarze zrzutów, spadochroniarze zrzuceni 3 dni później w innym miejscu, o jeden most za daleko, czyli ok. 10 km od mostu na Renie – ostrzeliwani przez dwie niemieckie dywizje pancerne „szli do ziemi”. Nie było nawet łodzi, aby przeprawić się przez Ren. Brytyjczycy wycofywali się w chaosie i bałaganie. Odpowiedzialnym za klęskę był marszałek brytyjski Bernard Montgomery, jeden z dowódców mających ogromny i zbyt często negatywny wpływ na przebieg wielu bitew II wojny światowej, pełen pychy i buty człowiek, który nie uznał nawet za stosowne powiedzieć polskim spadochroniarzom, że nie lecą na odsiecz walczącej Warszawie, lecz do Holandii, aby wzmocnić rozpaczliwie broniących się Brytyjczyków. Mimo arcytrudnego lądowania brygada dowodzona przez gen. Sosabowskiego wykazała się niezwykłym bohaterstwem, dzięki któremu możliwy stał się bezpieczny odwrót tysięcy angielskich żołnierzy. Sosabowski orientując się w realnej sytuacji pod Arnhem, nie chciał doprowadzić do całkowitej klęski polskich jednostek. Skrytykował plan operacyjny i decyzje podejmowane w sztabie aliantów, który doprowadził własną dywizję spadochroniarzy i polską brygadę do masakry. Za swoją krytykę i odmowę objęcia dowództwa nad brytyjską dywizją, co wiązałoby się z formalnym wzięciem pełni odpowiedzialności za odgórne rozkazy narzucane przez sztab, spotkała go później niezasłużona kara i osobisty rewanż ze strony gen. Fredericka Browninga. Mimo klęski pod Arnhem Brytyjczycy szukali sposobu na ogłoszenie całej operacji „częściowym sukcesem”. Próbowali także zrzucić odpowiedzialność na gen. Sosabowskiego. Zarzucono mu zbyt dużą samodzielność i lekceważenie rozkazów. Po wojnie zwolniony dyscyplinarnie z wojska i odarty z honoru  pracował w Anglii jako zwykły robotnik.

Ogromne zasługi w przywracaniu honoru i zasług gen. Sosabowskiemu i jego żołnierzom miała Cornelia Baltussen ze wsi Driel, holenderska sanitariuszka, która przez 60 lat walczyła o uhonorowanie polskich spadochroniarzy. Do końca swojego życia stała na straży prawdy o Polakach, ale nie doczekała się zwrotu honoru. Nastąpiło to już po jej śmierci. Jej działalność kontynuował Arno Baltussen, przewodniczący Fundacji Polska – Driel, siostrzeniec Cornelii. Zwieńczeniem ich działalności zakończonej sukcesem była uroczystość przy pomniku Surge Polonia, symbolizującym naród polski (napis „Surge Polonia”, tzn. „Powstań Polsko”, umieszczony był  na sztandarze 1. SBS, dowodzonej przez gen. Sosabowskiego) i płycie pamiątkowej poświęconej generałowi, która odbyła się w dniu 20 września 2014 r. w Driel z okazji 70. rocznicy udziału polskiej 1. Samodzielnej Brygady Spadochronowej w bitwie pod Arnhem. Wśród przybyłych gości byli: król Holandii Wilhelm Aleksander, ministrowie obrony Holandii i Wielkiej Brytanii, a także ambasadorowie Kanady, USA, Wielkiej Brytanii i Holandii oraz członkowie rodziny gen. Sosabowskiego. Generał Sosabowski pośmiertnie otrzymał holenderski medal Brązowego Lwa. Królowa Beatrix odznaczyła także w 2006 roku 1. Polską Samodzielną Brygadę Spadochronową najwyższym odznaczeniem wojskowym Holandii, Orderem Wojskowym Wilhelma.

Cmentarz w Arnhem położony wśród drzew i kwitnących wokół różaneczników, z białymi tablicami mogił żołnierskich jest jednym z wielu na świecie miejsc, na których spoczywają polscy żołnierze, świętym ogrodem, polskim Santo Campo, gdzie młodzi chłopcy, niczym Orlęta na lwowskim Łyczakowie stoją w szeregu gotowi do następnej bitwy. I choć leżą tam żołnierze wielu narodowości, ta ziemia cmentarna do Polski należy. Oddając im honor chór „Piastuny” odśpiewał pieśń „Czerwone maki na Monte Cassino” oraz „Gaude Mater Polonia”. Pod krzyżem stojącym w centralnym miejscu cmentarza odmówiliśmy modlitwę w intencji poległych oraz w intencji naszej Ojczyzny.

W  listopadzie 1918 roku, po 123 latach zaborów, na mapy polityczne Europy powróciła niepodległa Polska. Przyniosła Polakom wolność, własne państwo, zjednoczenie i powszechną, ogromną radość całego społeczeństwa. Narodziła się głównie dzięki wytrwałości i ofiarności aktywnej części polskiego społeczeństwa, które w okresie niewoli przekazywało nowym generacjom młodych Polaków przywiązanie do języka i kultury narodowej. Mimo trwającej ponad sto lat niewoli, krwawo stłumionych powstań narodowych, represji politycznych, zsyłek na Syberię, nasilającej się rusyfikacji i germanizacji na przełomie XIX i XX wieku, Polacy nigdy nie porzucili marzeń o niepodległości. Polska powróciła, rozpoczynając kolejny trudny proces walki o granice i kształt ustrojowy odrodzonej Rzeczypospolitej. Na wschodzie toczono ciężkie walki z Rosją bolszewicką zakończone Bitwą Warszawską,  w Małopolsce Wschodniej toczyły się walki z Ukraińcami, którzy w listopadzie 1918 roku utworzyli Zachodnią Republikę Ludową oraz spory z litewskim rządem o kształt granicy polsko-litewskiej, którą Liga Narodów uznała ostatecznie dopiero w 1923 roku. Na kształt granic zachodnich odrodzonego państwa miało znaczący wpływ zwycięskie Powstanie Wielkopolskie, w następstwie którego Traktat Wersalski przyznał Polsce niemal całą Wielkopolskę, a trzy Powstania Śląskie przyczyniły się do przyznania Polsce dużej części spornego obszaru Górnego Śląska, na których polska administracja objęła władzę po podpisaniu polsko-niemieckiego porozumienia o podziale w lipcu 1922 roku. Wielcy ojcowie naszej niepodległości – Ignacy Daszyński, Roman Dmowski, Wojciech Korfanty, Ignacy Paderewski, Józef Piłsudski i Wincenty Witos różnymi ścieżkami szli do Niepodległej, ale cel mieli ten sam – dać narodowi polskiemu odrodzoną, wolną ojczyznę. Nikt nie przypuszczał wtedy, że za niespełna 20 lat znów przyjdzie nam o Nią walczyć. Tym razem walczyć nie tylko w Ojczyźnie, ale także na wielu frontach Europy i świata.

Zwiedzając piękne, stare zabytkowe miasta Holandii, wspaniałe dziedzictwo chrześcijańskiej Europy, myślałam o naszych utraconych miastach – Lwowie, Wilnie, czy Stanisławowie, które dziś są już dla nas tylko „zagranicą”, naszą wyśnioną Kresową Atlantydą – daleką, obcą, ale jednocześnie ukochaną i bliską sercu, naznaczoną licznymi polskimi bitwami oraz cmentarzami, zarówno wojskowymi, świadczącymi o wielkim trudzie żołnierskim, jak i cywilnymi świadczącymi o naszej wielowiekowej tam bytności i ogromnym wkładzie w rozwój tych ziem. Myślałam także o dwóch wspaniałych dowódcach – gen. Stanisławie Maczku i gen. Stanisławie Sosabowskim, synach ziemi lwowskiej i stanisławowskiej, którzy nie doczekali się uznania naszych alianckich sojuszników. Przez wiele lat także nie wolno było uczyć w polskich szkołach o Ich dokonaniach. Na szczęście zrobił to wolny naród holenderski, naród który do dziś pamięta swoich wyzwolicieli, czci ich pamięć i wie więcej o tej części polskiej historii niż niejeden Polak. Wiedzę tą kilku pokoleniom Polaków odebrano świadomie, odbierając tym samym honor poległym, a nam poczucie dumy z bycia Polakami. Holendrzy zasługują na nasz ogromny szacunek i wdzięczność za przechowanie pamięci o polskich bohaterach. Jak długa jest to pamięć świadczy odsłonięcie w 2017 r. pomnika w miejscowości Friese Meren, poświęconego polskiej załodze bombowca z Dywizjonu Bombowego im. Marszałka J. Piłsudskiego „Ziemi Wielkopolskiej”, zestrzelonego przez Niemców 8 maja 1941 r. nad Morzem Północnym (obecnie jest to jezioro Ijsselmeer). Szczątki bombowca, wraz ze szczątkami znajdujących się w nich lotników, znaleziono w 2016 r. W tym celu osuszono fragment jeziora, wydobyto elementy wraku, trzy bomby i rzeczy osobiste lotników. Te ostatnie poddano badaniom DNA. Po uzyskaniu wyników prochy poległych polskich lotników oddane zostaną ich rodzinom. Pomnikiem opiekować się będzie lokalna grupa skautów morskich.

Dziś, gdy uczyniono z nas tzw. „podzielonych Polaków” i wyraźnie widać, że toczy się walka z polskością, z pamięcią historyczną i naszą tożsamością powinniśmy  pamiętać o swoich bohaterach. Możemy różnić się preferencjami politycznymi, światopoglądem, spierać  gorąco, ale zawsze mieć na uwadze, że mamy tylko jeden dom, jedną Ojczyznę – naszą Matkę, której na imię Polska i gorące polskie serca. Niełatwe były Jej dzieje, okupione ciągłą walką o przetrwanie, ogromnym wysiłkiem i krwią wielu pokoleń Jej dzieci. Jest matką wszystkich Polaków – cierpliwą, heroiczną i bohaterską, dlatego zasługuje na miłość szczególną. Dziś w roku 100-lecia odzyskania z wielkim trudem niepodległości, powinniśmy szczególnie pamiętać, że Ojczyzna, to nasz wielki, zbiorowy obowiązek.

Dziękuję organizatorom wycieczki za piękną podróż do przeszłości,  za to że o mnie pamiętali i zaprosili na wspólne przeżywanie naszej historii. Dziękuję wspaniałemu chórowi „Piastuny”, którego członkowie niczym Ordon na swojej reducie stoją wiernie na straży polskiego dziedzictwa, poświęcając własny czas na próby i występy, aby obdarzyć widzów programem zawierającym skarby polskiej kultury. Dziękuję za wszystkie wzruszenia, piękny śpiew i rodzinną atmosferę w trakcie całej podróży.

Prezes TML i KPW Ogólnopolskiego Oddziału Tłumaczan

Elżbieta Niewolska

 Zobacz zdjęcia